piątek, 27 sierpnia 2010

Motel

Sytuacja sprzed kilkunastu dni: umęczon, po całym dniu, postanowiłem późnym już wieczorem zrelaksować się przed najlepszym wynalazkiem w historii ludzkości (zaraz po Coca-Coli), to jest przed telewizorem. Jako, że godzina nie była młoda, w swej naiwności pomyślałem (powaga, zrobiłem to!), że na stacji Holenderskich Barczystych Ochroniarzy powinno lecieć coś niezłego. Moim oczom ukazała się informacja w stylu „już za chwile mega-przerażający seans, tylko dla widzów o mocnych nerwach i zwieraczach!”. Zapowiada się interesująco, przemknęło mi przez głowę, po czym pobiegłem do kuchni, by po chwili wylądować z powrotem w fotelu z różnymi smakołykami na podorędziu. Po chwili zaczął się zapowiadany film o srogim tytule „Motel” (w oryginale „Vacancy” - jak zwykle chłopaki od tłumaczeń spisali się na medal).

Już oglądając czołówkę, przeczuwałem jak rozwijać się będzie fabuła tegoż filmu. Kilkadziesiąt minut później okazało się, że moje podejrzenia sprawdziły się w znacznym stopniu.

Pozwólcie, że pokrótce opowiem, jak prezentuje się fabuła: młoda, skłócona ze sobą para, zmuszona jest spędzić noc w motelu na odludziu. Zaparkowali swoją wielką, amerykańską furę, po czym udali się do recepcji. Żujący gumę, prawdziwie amerykański właściciel powiedział im, że

A TO NIESPODZIANKA! O JACIE!

są obecnie jedynymi gośćmi w owym motelu. Widocznie młodzi  nie oglądali w życiu żadnego kiepskiego horroru, gdyż wiedzieliby wtedy, że tak zaczyna się większość z nich.

 Po wejściu do obskurnego pokoju, Ona od razu walnęła się na łóżko (a to bestia), a On – jak to facet – próbował odpalić telewizor. Okazało się, że nie odbiera żaden amerykański program, ale to nie problem, bo facet odkrył sporą ilość kaset wideo, leżących sobie odłogiem. Postanowił więc obejrzeć, licząc zapewne na kino dla dorosłych. No i nie pomylił się zbytnio, gdyż kasety przedstawiały morderstwa dokonywane na młodych parach, odbywające się – UWAGA! - w motelowym pokoju. Bystra Ona zauważyła inteligentnie: och, Dżon, przecież to nasz pokój!. Po chwili Dżon, podniósł wzrok z jej piersi, kierując je na ekran: osz w mordę, rzeczywiście, Endżi! Okazało się, że – NIESPODZIANKA!!! - sympatyczna para, stała się mimo woli aktorami w kolejnym takim filmie. Ba, cały motel, okazał się w rzeczywistości studiem nagraniowym filmów, przedstawiających morderstwa na młodych parach.




Dalsze sceny to już bohaterska walka o życie, z ubranymi na czarno, zamaskowanymi facetami. Jeśli myślisz sobie" a skąd do cholery ci zamaskowani faceci wzięli się nagle w pustym motelu i czego chcą od naszych biednych bohaterów?" Cóż, oglądając film, pomyślałem to samo. Ba, w swej naiwności,  liczyłem nawet na jakieś sensowne wyjaśnienie.

Chytry scenarzysta zastosował takie niesamowite i kompletnie nieprzewidywalne sztuczki jak niedziałający telefon (dzwonię na policję, Dżon! O nie, telefon nie działa! Co teraz?), czy tajne przejście w łazience (och, Dżon, spójrz! Tędy możemy uciec!).

Wznosząc się na wyżyny swego obiektywizmu, muszę przyznać, że film – jak (niemal) każdy, ma oczywiście jakieś plusy. Najważniejszy z nich, to fakt, że „Motel” nie jest zbyt długi, więc widz prawdopodobnie nie zdąży zdecydować się na samobójstwo w trakcie projekcji. Całkiem niezłe, na zupełnie innym poziomie niż scenariusz, są również montaż i zdjęcia (Andrzej Sekuła, swoją drogą). Co do gry aktorskiej – naprawdę ciężko mi się wypowiedzieć czy aktorzy są przekonujący grając w filmie o kompletnie nieprzekonującym (powiedzmy sobie wprost – kretyńskim) scenariuszu. Film nie umywa się do (będących ewidentną inspiracją dla twórców) „Hostelu” czy „REC”.

                      Nie płacz, Dżon! Każdemu zdarza się nie trafić do muszli.


Jeżeli naprawdę nie masz co robić (a zapewne tak jest, jeżeli czytasz tego bloga) to – podchodząc do niego z przymrużeniem oka – można obejrzeć. Pytanie tylko – po co, skoro jest cała masa lepszych i, co najważniejsze, naprawdę przerażających horrorów?

Choć, z drugiej strony, jeżeli wyglądasz mniej-więcej tak:




będziesz absolutnie zachwycony epickim scenariuszem i nieprzewidywalnymi zwrotami akcji.

To tyle na dziś. Pamiętajcie o tym, żeby zakładać najpierw majtki, a dopiero potem spodnie. No i oczywiście zachęcam do komentowania wpisów. Na razie!

5 komentarzy:

  1. Czyżby kolejny nagły atak z kałasza słynnej EMOmartynki? Blog jest zdecydowanie idiotyczny i pełen wypaczonego poczucia humoru dlatego czytanie go było dla mnie czystą rozkoszą (no i znowu plama). Pozdrawiam autora i życzę szybkiego powrotu do zdrowia oraz dłuższych wyjść na spacerniak w zakładzie dla psychicznie chorych znajdującym się w Tworkach. Smacznych zastrzyków doodbytnich:

    OdpowiedzUsuń
  2. czytając tą notkę, zaintrygowały mnie 2 rzeczy: jak to jest, że takie pierdoły zapamiętujemy z detaliczną dokładnością w lot- nawet, gdy się nam rzekomo nie podobają?
    jak rozgryźć magię filmu, który prowokuje widza do napisania na jego temat kilku zdań o 07:34?! wtedy się przecież przewraca na drugi bok!

    pozdrawiam i życzę kolejnych, ciekawych inspiracji do twórczych notek;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tedi - stary, naprawdę nie wiem co Ci dosypują do kawy, ale cukier to to nie jest. Tak czy siak, dzięki za dziewiczy komentarz :)

    Natalio - co do pierwszego zarzutu - oglądane przeze mnie kretynizmy niestety zapadają w pamięć. A następnie robią za materiał do wpisów na bloga :) Co do godziny - masz rację, o 7 przewracam się na drugi bok, ale dzięki błędnie ustawionej godzinie w blogspocie wygląda na to, że wstaję z samego rana i pisze notki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fabuła filmu tak wcisnęła mnie w fotel, że nadziałem się na gumowego penisa (zaraz, skąd on tam się wziął?).

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje, fenomenalny blog. Osoba znajdująca się na ostatniej fotografii jest uderzająco podobna do mojego znajomego (różnica tkwi w długości włosów). Niecierpliwie wyczekuję następnej notki:)
    Pozdrawiam,
    Justyna, 13 lat.

    OdpowiedzUsuń