Ostatnimi czasy, szkoła do której mam niewątpliwy zaszczyt uczęszczać (na marginesie – warto zastanowić się nad etymologią wyrazu "uczęszczać", do ciekawych wniosków można dojść, rozbijając go na dwie części) zorganizowała dla chętnych wypad do centrum krwiodawstwa, w celu dobrowolnego oddania przez młodzież krwi. To chyba w ramach przygotowania do „dorosłego życia” - kiedy to rząd będzie ssał naszą krew na każdym kroku. Liczba chętnych okazała się dość mizerna, prawdopodobnie dlatego, że nie do wszystkich dotarła wiadomość o darmowych czekoladach.
Każdy musiał przejść przez dwustopniową selekcję – pierwsza część to wypełnienie ankiety, która sprawdza chętnych pod względem ewentualnych zagrożeń i pozwala od razu zdyskwalifikować osoby z różnymi schorzeniami. Na przykład, jeżeli jesteś astmatykiem – odpadasz, jeżeli w ciągu ostatnich miesięcy machnąłeś sobie tatuaż – odpadasz, itd. Jako, że ankieta dotyczyła jedynie zdrowia fizycznego, a nie psychicznego – przeszedłem dalej. Muszę jednak przyznać, że przy niektórych pytaniach się zawahałem (Czy w ciągu ostatnich 4 tygodni uprawiał Pan/Pani seks ze zwierzętami? - Hmmm – zamyśliłem się – akurat w ciągu ostatnich czterech tygodni nie.)
Następny etap to pobranie próbki krwi w celu badania, sprawdzającego ilość i jakość Twoich krwinek. Tutaj właśnie wychodziły na jaw różne ciekawostki – co najciekawsze – KAŻDA z obecnych tego dnia przedstawicielek płci pięknej została na tym etapie zdyskwalifikowana. I to niemalże w całości z jednego powodu – zbyt niskiej zawartości żelaza w krwi. Pośród chłopa tego problemu nie było. Dobitnie pokazuje to bezsensowność i niebezpieczeństwo jakie niesie za sobą moda na źle pojmowany wegetarianizm. MIĘCHO, dziewczęta. W pełni rozumiem obawy przed wyglądaniem tak:
Ehhh, te uwarunkowania genetyczne.
jednakże wystarczy zainteresować się choćby dostępnymi w internecie opracowaniami na temat żywienia, a w czasie trwania jednego odcinka „Majki” można posiąść wiedzę, która sprawi, że nasz organizm będzie chciał powiedzieć „dzięki, stary!”. Poza tym, jak to ktoś mądrze ongiś ujął, chodzenie do McDonald's na sałatkę to jak chodzenie do burdelu, żeby pogadać.
Ogólnie rzecz biorąc, oddanie krwi to bardzo prosta i właściwie bezbolesna sprawa, która ponadto daje pewne poczucie dumy, wynikającej ze świadomości, że Twoja krew trafi do kogoś potrzebującego (sześć darmowych czekolad też oczywiście piechotą nie chodzi). Poza darmowym badaniem krwi, zwrotem kasy za bilety komunikacji miejskiej, zwolnieniem ze szkoły/pracy oraz ciepłym posiłkiem (jako, że to centrum krwiodawstwa zwykle na stołówce serwowany jest zestaw kaszanka + czarnina) otrzymasz także legitymację honorowego krwiodawcy, która poza możliwością wyrywania dziewcząt metodą „na bohatera”, daje Ci (w przypadku oddania większej ilości krwi) różnorakie przywileje jak np. darmowy przejazd komunikacją miejską. Krew oddawać można co dwa miesiące! (TO DAJE 6 RAZY W ROKU CO RÓWNA SIĘ 36 CZEKOLADOM ROCZNIE!!! OPYLA SIĘ, STARY!)
Edward prosi - oddaj krew.
Nie jest to oczywiście tak intratny interes jak płatne oddawanie nasienia w niemieckich bankach spermy, zwłaszcza jeśli pomyśleć ile pieniędzy codziennie „przelewa się” przez ręce nastolatków.
Tyle na dziś, idźcie w pokoju, tylko uważajcie na ściany!
Przeczytaj jeśli też jesteś nienormalny. Jeśli jesteś normalny i chcesz się pośmiać z nienormalnego to też przeczytaj. I w ogóle. Także tego...
czwartek, 30 września 2010
czwartek, 9 września 2010
Pełna chałtura
Dziś ciąg dalszy moich narzekań okołomuzycznych, konkretnie oberwie się najpopularniejszej w Polsce sieci salonów z m.in. muzyką, która to reklamuje się hasłem „Pełna kultura”. Ja, jako prosty człek ze wsi, wydoiwszy krowy, obmyłem wodą ze studni swe gumofilce, po czym udałem się do owego salonu aby tejże kultury zaznać. Przy wejściu powitały mnie twarze dziewcząt z Jonas Brothers zawieszone na tekturowej reklamie dekorującej barierki antykradzieżowe. Słusznie – pomyślałem – przecież wszyscy ci kulturalni ludzie przychodzący do Empiku powinni wiedzieć, że High School Musical 3 jest już na DVD.
Nieśmiało pokierowałem swe kroki ku płytom muzycznym. Próbując zlokalizować regał z rockowymi brzmieniami, srodze się zawiodłem ponieważ wg chłopaków z Empiku muzyka dzieli się na Polską i zagraniczną. Muzyka zagraniczna... to brzmi nieźle. Pewnie 30 lat temu tak zatytułowane stoisko cieszyłoby się nie lada popularnością, ale dziś to chyba trochę zbyt ogólnikowe określenie, nieprawdaż?
Jednak nic to, oglądam sobie płytki i myślę nie jest źle. Reedycje Beatlesów*, trochę Scorpionsów, kilka albumów Metalliki, Iron Maiden, Justin Biebier...
ŻE CO? KTO DO CH*A UMIEŚCIŁ OBOK SIEBIE PŁYTY IRON MAIDEN I JUSTINA BIEBERA, CYMBAŁY?
Niestety to niestety nie żart, tuż obok albumu „Fear of the Dark” patrzyła na mnie męska, nieogolona twarz Justina. Ja rozumiem, że jest coś takiego jak kolejność alfabetyczna, ale błagam, to chyba jest znacznie przegięcie i narażanie ludzi na zawał. Cóż, potwierdza się moja teza o totalnej debilności pomysłu na dział pt. „Muzyka Zagraniczna”, w którym obok siebie ląduje Muzyka i „muzyka”.
UWAGA! JEŻELI W TYM MOMENCIE POMYŚLAŁEŚ/POMYŚLAŁAŚ SOBIE „SKANDAL! CO JAKIEŚ GŁUPIE AJRON MEJDEN ROBI KOŁO JUSTINKA xD LOL, OMG” - NATYCHMIAST WEZWIJ EGZORCYSTĘ!
Jeżeli pracownicy tegoż salonu nie widzą w takiej konfiguracji produktów na półce nic złego, to moim zdaniem powinni się porządnie zastanowić, czy na pewno wykonują właściwy zawód. Np. moim skromnym zdaniem lepiej sprawdziliby się w roli konstruktorów statków w rodzaju USS Enterprise:
Fakt, faktem, że salon, o którym piszę nie jest zbyt duży, ok, jednak to moim zdaniem żadne usprawiedliwienie, tym bardziej, że książki są już oznaczone znacznie lepiej. Proponuję zatem zmienić hasło sieci w tymże salonie z „pełna kultura” na „pełna chałtura”.
* w totalnie kretyńskich eko-nielogicznych kartonowych opakowaniach, które na półce prezentują się równie dobrze co Rysiek Kalisz bez koszulki. Ale to już nie wina ludzi z empiku, a bardzo popularny obecnie sposób pakowania płyt, który moim skromnym zdaniem jest do dupy (ponieważ jest do dupy).
Nieśmiało pokierowałem swe kroki ku płytom muzycznym. Próbując zlokalizować regał z rockowymi brzmieniami, srodze się zawiodłem ponieważ wg chłopaków z Empiku muzyka dzieli się na Polską i zagraniczną. Muzyka zagraniczna... to brzmi nieźle. Pewnie 30 lat temu tak zatytułowane stoisko cieszyłoby się nie lada popularnością, ale dziś to chyba trochę zbyt ogólnikowe określenie, nieprawdaż?
Jednak nic to, oglądam sobie płytki i myślę nie jest źle. Reedycje Beatlesów*, trochę Scorpionsów, kilka albumów Metalliki, Iron Maiden, Justin Biebier...
ŻE CO? KTO DO CH*A UMIEŚCIŁ OBOK SIEBIE PŁYTY IRON MAIDEN I JUSTINA BIEBERA, CYMBAŁY?
Niestety to niestety nie żart, tuż obok albumu „Fear of the Dark” patrzyła na mnie męska, nieogolona twarz Justina. Ja rozumiem, że jest coś takiego jak kolejność alfabetyczna, ale błagam, to chyba jest znacznie przegięcie i narażanie ludzi na zawał. Cóż, potwierdza się moja teza o totalnej debilności pomysłu na dział pt. „Muzyka Zagraniczna”, w którym obok siebie ląduje Muzyka i „muzyka”.
UWAGA! JEŻELI W TYM MOMENCIE POMYŚLAŁEŚ/POMYŚLAŁAŚ SOBIE „SKANDAL! CO JAKIEŚ GŁUPIE AJRON MEJDEN ROBI KOŁO JUSTINKA xD LOL, OMG” - NATYCHMIAST WEZWIJ EGZORCYSTĘ!
Jeżeli pracownicy tegoż salonu nie widzą w takiej konfiguracji produktów na półce nic złego, to moim zdaniem powinni się porządnie zastanowić, czy na pewno wykonują właściwy zawód. Np. moim skromnym zdaniem lepiej sprawdziliby się w roli konstruktorów statków w rodzaju USS Enterprise:
Fakt, faktem, że salon, o którym piszę nie jest zbyt duży, ok, jednak to moim zdaniem żadne usprawiedliwienie, tym bardziej, że książki są już oznaczone znacznie lepiej. Proponuję zatem zmienić hasło sieci w tymże salonie z „pełna kultura” na „pełna chałtura”.
* w totalnie kretyńskich eko-nielogicznych kartonowych opakowaniach, które na półce prezentują się równie dobrze co Rysiek Kalisz bez koszulki. Ale to już nie wina ludzi z empiku, a bardzo popularny obecnie sposób pakowania płyt, który moim skromnym zdaniem jest do dupy (ponieważ jest do dupy).
Subskrybuj:
Posty (Atom)